piątek, 25 kwietnia 2014

Dollzone Hid - już w domku!

Witajcie, kochani! Po wielu, wielu dniach męki przez Warszawski WER pocztowy, dotarła do mnie w końcu paczka z moim wyczekanym lalkiem! Z miejsca baaardzo dziękuję Urshuli za sprzedaż go, i cudne dodatki, byłam, po samym otwarciu- i jestem do tej pory, tak samo zachwycona! Szczególnie nieplanowanym blond wigiem, w którym wygląda mega ♥ Gorąco polecam kobitkę! ♥ Tym samym baaardzo dziękuję Pameli za raty, dzięki którym miałam możliwość kupienia go! ♥ 

  Przedstawiam Wam kolejne zdjęcia Serafina Kaia (nadałam mu dwa imiona- jedno od serca, drugie na pamiątkę od jego pierwszej właścicielki ). Przepraszam za ich jakość, ale dzień miałam bardzo zabiegany, a ekscytacja wzięła górę do tego stopnia, że nie byłam dzisiaj w stanie nic uszyć na niego... A, chciałam jeszcze dodać, że nigdy wcześniej nie miałam w ręku żywicy, więc była to dla mnie meeega uciecha! ♥ A Serafin urodził się 16 grudnia 2008r..

Serafin w paczce, już u mnie w domku.

Pierwsze zdjęcie, jakie mu zrobiłam- spójrzcie na ten wzrok...
Wiecie, że przytulił się do mnie po wyjęciu z pudła?

Golas...



Uwielbiam to zdjęcie
Pierwszy raz udało mi się go ustawić :D
W bluzie i kurteczce...

Jak Boga kocham- sam tak usiadł...
a to moja ulubiona pozycja do siedzenia- wszędzie :P
Dla porównania z Arthurem...

Pierwszy raz na fotelu :)

I z laptopem

Na dzisiaj tyle, bo padam z nóg!
Buziaki, kochani!

piątek, 11 kwietnia 2014

Bezsenność- od choroby czy...?

Witajcie, kochani. Nie pisałam jakiś czas, ale byłam zajęta szyciem ubranek dla Caroline Pameli oraz kilku zamówień, pozwalających mi opłacić moje lalkowe raty. Od niedzieli jestem totalnie rozbita zdrowotnie, przez trzy noce spałam w sumie może sześć godzin. Teraz tak samo. To jak chcieć spać i walczyć z własnym organizmem, który ów uczucia snu nawet nie zna. Trochę wampirzo zaleciało, ale to chyba najlepsze określenie. Zwariować można. No i byłam tak nafaszerowana lekami, że przez myśl mi nie przeszło przeoczyć jakiegokolwiek mojego pomysłu na coś dla lalek. Trzeba zrobić wszystko! Byłam trochę jak nafetowana, o szóstej rano (po nieprzespanej nocy) zrobiłam huśtawkę dla moich chłopaków, jako, że znudził mi się a'la pokoik z kanapą. Dla Arthura zrobiłam łóżeczko ze sklejki, uszyłam mu materac i kocyk patchworkowy. Mechate poduszki nadal czekają cierpliwie na realizację.

I teraz sama sobie zadaję pytanie- nie mogę spać przez chorobę czy przez adrenalinę, którą dostarcza mi zakup mojego nowego lalka, w którym zakochałam się przeszło pół roku temu, i którego myślałam, że nigdy nie będę miała? Znam go tylko ze zdjęć, a ciągnie mnie do niego jak nigdy. Może los jednak chciał, aby trafił właśnie do mojego domu? Jeszcze kilka dni...




edit:
Jest poniedziałek, dokładnie 3:30 rano. A ja nie mogę już wysiedzieć, w oczekiwaniu na NIEGO. Przeglądam zdjęcia i przeglądam... I co nie spojrzę, myśli piszczą, a serducho chce już go mieć przy sobie. I ładnie ubrać, i ładnie uczesać, i ładnie ugościć. I w końcu dowiedzieć się, jak ma na imię...